Podcast z audycji Dorosłe dzieci. Hanna Zielińska. Gośćmi audycji byli: Artur Kołakowski. Dostępna transkrypcja. Temat: Depresja u nastolatka: jak rozpoznać, jak wspierać leczenie - rady dla rodziców. "Dorosłe dzieci"
W rodzinach dysfunkcyjnych dzieci nie mogą być po prostu dziećmi. Aby rodzina funkcjonowała w miarę normalnie dzieci przyjmują lub zostają w ulokowane w rolach, które im nie służą, ale podtrzymują chory układ. Funkcjonowanie w dorosłości w rolach z dzieciństwa to jeden z objawów syndromu DDA/DDD. Bohater rodziny
Grzegorz Kupczyk, z którym grupa Turbo zarejestrowała "Dorosłe Dzieci", obecnie działa z formacją CETI i to właśnie z tą grupą przygotował kilka wyjątkowych koncertów. Podczas tych występów będzie można usłyszeć materiał z tej kultowej płyty, a także utwory zarejestrowane podczas nagrań albumu, które ostatecznie na tym
Dorosłe Dzieci z wokalem dorosłej córki Wojciecha Hoffmanna - Martyny Hoffmann :) - 1.02.2015 Blue Note Poznań impreza urodzinowa Wojciecha
Dzieci z ADHD nie uczą się negocjacji w grupie, ustępstw, przestrzegania reguł zabawy czy zasady wzajemności. Skutkuje to złymi kontaktami lub odrzuceniem przez grupę rówieśniczą. Utrzymywanie relacji przez dzieci z zespołem nadpobudliwości psychoruchowej jest też trudniejsze, bo gorzej rozpoznają one wyraz emocjonalny twarzy.
W 1983 r. na polskiej scenie metalowej z przytupem zadebiutowała poznańska grupa Turbo. Płyta "Dorosłe dzieci" przyniosła takie utwory, jak m.in. "Dorosłe dzieci" i "Szalony Ikar", które do
Dzieci odbierają taki chłód jako odrzucenie i niemożność zadowolenia rodziców, co przysparza im cierpienia. JAK ZANIEDBANIE I PRZEMOC W DZIECIŃSTWIE WPŁYWAJĄ NA ROZWÓJ PSYCHICZNY I FIZYCZNY. Dzieci doświadczające przemocy fizycznej noszą widoczne konsekwencje swojego cierpienia w postaci siniaków, stłuczeń, złamań.
Tytułowa piosenka „Dorosłe dzieci”, to klasyk, który do dzisiaj gości na radiowych plalylistach. Jeden z najlepszych polskich albumów z gatunku hard & heavy. Tracklista: Side A 1. Szalony Ikar 2. Przegadane dni 3. W sobie 4. Ktoś zamieni 5. Pozorne życie Side B 1. Toczy się po linie 2. Nie znaczysz nic 3. Mówili kiedyś 4. Dorosłe
Dorosłe dzieci alkoholików – cechy rozpoznawcze. 1. Nadmierna odpowiedzialność za siebie i otoczenie. Chęć kontrolowania każdego elementu życia lub zachowanie przeciwstawne: całkowity brak kontroli nad własnym życiem. 2. Trudność w nawiązywaniu bliskich relacji – partnerskich i przyjacielskich. Wynika to z braku naturalnych
Dorasta bez wiary w siebie, z niską samooceną a świat spostrzega często jako niebezpieczną dżunglę. Przeżycia dzieci alkoholików wpływają na ich dorosłe życie. Większość Dorosłych Dzieci Alkoholików doświadcza problemów natury emocjonalnej; są one na tyle podobne, że opisano je jako syndrom DDA (Dorosłego Dziecka Alkoholika).
h1PGz. Gitarzyści rockowi Wojciech Hoffmann z Turbo i Sławomir Papis z Internal Quiet gościli w studiu vivi24. W rozmowie z Tomaszem Dereszyńskim z Agencji Informacyjnej Polska Press wspominali wspólną trasę koncertową, opowiadali, dlaczego lubią muzykę rockową i co sądzą o disco disco polo?Sławek Papis (Internal Quiet): Nie Hoffmann (Turbo): Zadałeś problematyczne pytanie. Może powiem tak: nie mam nic przeciwko, ponieważ wykonawcy są takimi samymi ludźmi jak my, tylko wykonują troszkę radośniejszą Ja też nie mam nic przeciwko, tylko tego rodzaju muzyki nie gracie taki rodzaj muzyki?Sławek: Bo bardzo ją Chciałeś zostać kiedyś metalowcem, hutnikiem?Sławek: Pracowałem przez dwa miesiące w hucie w Siemianowicach No i mamy jakichś idoli swoich?Sławek: Jeden siedzi obok mnie. Drugi to Richie Blackmoore, trzeci to Eddie Van Dla mnie absolutnie najwspanialszym i pierwszym idolem był Krzysztof Klenczon z Czerwonych Gitar, potem w latach 70. Richie Blackmoore. On ma w moim życiu miejsce na najwyższej półce. Nie trafią na nią nawet najlepsi gitarzyści świata, nawet Van Halen, Steve Vai czy Joe Satriani. Odpowiedź jest prosta. W wieku 15 lat usłyszałem muzykę hard rockową i zakochałem się w Deep Purple. Potem przyszedł czas na Richie Blackmoore też ma u mnie specjalną To widzisz, jesteśmy ostatnio jakiś swój utwór w stacjach radiowych, tych mainstreamowych?Wojtek: Tak, wiesz, bardzo często słyszę jeden jedyny utwór. To tak, jakby Turbo nagrało tylko “Dorosłe dzieci”, który kocham i do dziś jak wychodzę na scenę i zaczynam go grać, to mi włosy dęba stają jak widzę uśmiechniętych ludzi śpiewających. Jestem wtedy przeszczęśliwy. Bardzo żałuję jednego, że tylko ta piosenka istnieje w radiu, bo przecież nagraliśmy jako Turbo 16 płyt i na każdej z nich można znaleźć tzw. utwór radiowy. Mamy np. utwór “Jaki był ten dzień”, znany i umieszczany we wszystkich śpiewnikach, nieznany zupełnie ze stacji radiowych. Wcale nie byłbym pewien czy ten właśnie kawałek nie byłby większym hitem niż “Dorosłe dzieci”.Sławek: Na każdej płycie macie równie dobry Tak, tylko nie wiem, dlaczego decydenci tego nie Ja swoją muzykę słyszałem w radiu. Ostatnio bardzo często, choćby w Polskim Radiu Rzeszów leciały po trzy nagrania dziennie jako płyta lżejsze pytania: Ulubione jedzenie rockmana to…Wojtek: Muszę to powiedzieć, risotto z napój rockmana to…Wojtek: No dobrze, brązowy płyn z I to nie jest płyn Lugola. Ja mam to samo: brązowy płyn z Bardzo dolewacie go do innego płynu?Wojtek: Aby ten płyn się nie pienił, dolewamy go do innego brązowego płynu (śmiech).Wracając do muzyki, czym możecie się pochwalić jeśli chodzi o nowe płyty?Sławek: Ostatnia płyta zespołu Internal Quiet nosi tytuł “When the rain comes down”. zagraliśmy trasę z takim znanym zespołem heavy metalowym, gigantami czyli z Turbo. W planach mamy kolejną trasę koncertową. W 2018 r. wchodzimy do studia by nagrać kolejny U nas w Turbo jest trochę bardziej skomplikowana sytuacja. Nagrywamy płyty z częstotliwością co cztery, pięć lat. Ostatni krążek Turbo “Piąty żywioł” ukazał się w 2013 r. Zobaczymy, co będzie kariera solowa?Wojtek: Mam ze sobą krążek z ubocznej działalności, która zresztą bardzo lubię, a mianowicie drugi mój album solowy “Behind the windows”. Przyznam się, że jestem z niej dumny. Wcześniej nagrałem “Drzewa”, płytę z której również jestem dumny. Za rok będzie jej piętnastolecie. Chcę zrobić przy okazji jakąś trasę jedna ma polski tytuł, druga angielski?Wojtek: Do końca nie wiem dlaczego tak wyszło (śmiech). Wiesz co, ta druga miała się nazywać “Okna”, ale wydawca zaproponował angielski tytuł. Także z racji tego, że na płycie grają muzycy z Zachodu. Ustaliliśmy, że angielski tytuł będzie ok. Chcieliśmy puścić to w świat, zawojować rynki światowe… Może przy następnej będzie trasa Turbo i Internal Quiet. Ile było tych koncertów i jak się wam żyło w tym czasie?Wojtek: Zagraliśmy czterdzieści koncertów. Wcześniej mieliśmy trasę z różnymi kapelami, a ta ostatnia była pierwsza w całości z jednym zespołem. Bardzo dobrze się gra z młodymi ludźmi. Od pierwszego koncertu ze “Sławkami” wszystko zaiskrzyło. My do tego wszystkiego podchodzimy na zasadzie bardzo koleżeńskiej. Zdarzyła się jedna sytuacja w której zespół stwierdził, że jesteśmy chamami i ogólnie nieciekawymi typami. To było trochę potwierdzisz, że Turbo to fajne chłopaki?Tak, zdecydowanie. To była zdecydowanie dobra trasa i fantastyczne przeżycie. Świetni ludzie, wszyscy się dobrze bawili. Jeśli ma się przed sobą cztery miesiące wspólnej pracy, to trudno wyobrazić sobie jakiś konflikt. Po trzech koncertach mielibyśmy siebie dosyć, a w tym przypadku nic takiego nie czy “Dorosłe dzieci” zawsze gracie? Dajecie to na start?Nie. Najpierw musi być cios ze sceny. Ten kawałek zostawiamy na koniec. W 99 procentach to numer na bis. Im dłuższy mamy koncert, tym bardziej publika się niecierpliwi, kiedy podamy “Dorosłe dzieci”. Prawda jest taka, że ludzie przychodzą na utwory, które już znają. Czasami mniej ich interesuje nowy duże koncerty, czy raczej klubowe?Sławek: Wolę klubowe. Mieliśmy ostatnio przy trasie z Turbo zgryz, gdyż większość fanów nie znała naszego repertuaru. Na szczęście mamy świetnego frontmana, który od pierwszego koncertu zjednywał dla nas fanów, daliśmy więc radę pomimo Wiesz co, oni byli tacy super, że w pewnym momencie zastanawialiśmy się, czy dalej jechać z nimi w trasę. Internal Quiet gra klasyczny, świetny heavy metal. Kapela fajnie wygląda. Fajnie jest jak fani dobrze się bawią na naszych koncertach. To napędza akumulatory. Czasami chodzę na koncerty jako fan i widzę, czy muzycy chcą dać z siebie dużo, czy tylko odbębniają pańszczyznę. Publika to widzi, wyczuwa. Wiesz, ja nazwałem heavy metal “metalopolo”. To przecież muzyka prosta, śpiewna, radosna. Po to, by publiczność się dobrze wiem na pewno, najpiękniejsze ballady nagrywają grupy hard rockowe. Zgoda?Wojtek: Tak. Balladowym zespołem jest Scorpions. Także Metallica, Led Zeppelin. Turbo też ma kilka ballad w Mamy na nową płytę nagraną Miałem nawet ochotę podkraść Sławka do Turbo, bo nie mamy w tej chwili gitarzysty, ale jest za drogi (śmiech). Dodam, że w tym roku nagramy kolejną płytę. Na razie nie mamy nagranej żadnej ballady. Na razie jest sam łomot...Rozmawiał Tomasz Dereszyński
Wojciech Hoffmann – gitarzysta i kompozytor, lider zespołu Turbo, dla wielu niedościgniony mistrz. Dlaczego jego utwory tak kochamy? Ponieważ są prawdziwe, wypływają z serca, a ponadto przeszły najsurowszą ocenę samego autora. – Muszę być na 100% pewien, że coś jest dobre – mówi Artysta. - Jeśli podczas odsłuchiwania włosy na skórze nie „stoją dębą”, nie mam tzw. gęsiej skórki, to to odrzucam.„Back To The Past Tour” to trasa koncertowa, w którą wyruszacie z Turbo w 30. rocznicę od nagrania fenomenalnej płyty, jaką jest „Kawaleria Szatana”. Pamięta Pan czas, gdy powstawał ten album?– Pamiętam, jak ten materiał powstawał u mnie w domu, na piętnastym pięrze. Siedziałem na fotelu z gitarą. Moja małżonka wychodziła wtedy z synem na dwór, na plac zabaw, bawili się w piaskownicy, a ja w tym czasie siedziałem i pamiętam też próby w Scenie na Piętrze w Poznaniu. I nie zapomnę fragmentu nagrania w studio Giełda. Najpierw nagrywałem gitarę, której brzmienie bardzo mi się podobało, ale nagle usłyszałem brzmienie drugiej gitary, którą nagrał Andrzej Łysów – wtedy „zwariowałem” ze szczęścia! To było to! Wreszcie zabrzmiało to tak, jak zawsze chciałem, by zabrzmiało na płycie! Poprzednie płyty: „Smak ciszy” i „Dorosłe dzieci” nie spełniły pod tym względem moich oczekiwań,. Nie wiem, być może ze względu na czasy, w jakich powstały, czy mniejsze umiejętności realizatorów. Trudno powiedzieć. „Kawaleria Szatana” natomiast to było coś niesamowitego! Gdy ją nagrywaliśmy, usłyszałem to fantastyczne brzmienie, które mnie po prostu powaliło!I słusznie :) Ta płyta okazała się „strzałem w dziesiątkę”.– Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że tak będzie. Na pewno chcieliśmy pewnej zmiany. Ostatni utwór na poprzedniej płycie („Smak ciszy”), zatytułowany „Narodziny demona”, mniej więcej zapowiadał to, co wydarzy się na kolejnym albumie. Zresztą, celowo wymyśliliśmy ten tytuł, by przybliżyć słuchaczowi metamorfozę zespołu, a właściwie odrodzenie się Turbo, które na nowo będzie grało muzykę, od której zaczynaliśmy, czyli ostry, bezkompromisowy heavy metal, czasem thrash metal. Zatem zakładaliśmy już wcześniej, że taka płyta jak „Kawaleria Szatana” ma wiedzieliśmy jednak, że to będzie „strzał w dziesiątkę”. Dopiero po latach okazało się, że ta płytą stała się kultową i przez wielu uważana jest za najlepszą w naszym repertuarze, a co więcej - najważniejszą płytę heavymetalową lat osiemdziesiątych poprzedniego Pan, że gdyby ta płyta nie ukazała się 30 lat temu, tylko dopiero teraz, w roku 2016, pojawiła się pierwszy raz na rynku, też byłaby takim olbrzymim hitem?– Myślę, że nie. Gdyby „Kawaleria Szatana” teraz pojawiła się na rynku, mogłaby przepaść pośród wszystkich innych produkcji, które ukazują się współcześnie. Poza tym dzisiaj muzyka heavymetalowa i thrashmetalowa u nas w kraju została zupełnie zmarginalizowana i to ze względów zupełnie przeze mnie niezrozumiałych. Dla przykładu, w Czechach ta muzyka cały czas istnieje i ma się bardzo dobrze, a ludzie tłumnie przychodzą na koncerty swoich czeskich metalowych zespołów. Dlaczego u nas tak się nie dzieje?Myślę, że ze względu na swoją specyfikę płyta, jaką jest „Kawaleria Szatana”, w dzisiejszych czasach chyba nie odniosłaby takiego sukcesu. W pewnym stopniu też ze względu na teksty. Wtedy, gdy ją nagrywaliśmy, były one – można powiedzieć - jakby modne. Tematyka dosyć mocna. Oczywiście chcę podkreślić, że to nie jest absolutnie płyta satanistyczna, chociaż jesteśmy uważani przez niektórych za taki właśnie zepół (śmiech), co jest jakąś paranoją. Teksty na naszej płycie mówią zupełnie o czymś innym. Tytuł jest tylko przekorny. Pamiętam dokładnie, jak go wymyśliliśmy. Na próbie odsłuchiwaliśmy zrealizowany materiał muzyczny, który jest przecież bardzo ostry. Słuchając go, ma się wrażenie jakby pędziła obok kawaleria. W pewnym momencie powiedziałem coś w stylu: „Słuchajcie, to jest jak pędząca kawaleria, jak pęd husarii!” I wtedy ktoś dorzucił: „Kawaleria Szatana!”. Stwierdziliśmy wspólnie: „Wow! Świetny pomysł na tytuł płyty”. I tak wracając do pytania, to myślę, że teraz gdyby Turbo nagrało taką płytę, to kto wie? Być może powtórzyłaby się sytuacja z lat osiemdziesiątych, natomiast gdyby zrobił to nowy zespół, całkiem możliwe, że nie zostałoby to zauważone. Oczywiście to są wyłącznie moje Pan o pojawiających się czasem absurdalnych zarzutach, sugerujących, że Turbo to zespół satanistyczny. A słyszał Pan, że jeden Wasz utwór regularnie grany jest i śpiewany podczas pielgrzymek, zmierzających na Jasną Górę? :)– Tak, oczywiście (śmiech). „Jaki był ten dzień?” często śpiewany jest na pielgrzymkach. Ale w śpiewnikach jest napisane, że autor nieznany. Gdy gramy ten utwór, ludzie się nieraz dziwią, że to nasza piosenka. Tak, nasza, dokładnie moja kompozycja :)„Dorosłe dzieci” stały się wielkim przebojem i chwała im za to, bo to świetna piosenka i bardzo aktualna także dzisiaj. Utwór „Jaki był ten dzień?” był natomiast totalnie pominięty w „środkach masowego rażenia”, jak ja to mówię. Gdyby był puszczany tak często, jak „Dorosłe dzieci”, to byłby to nasz kolejny tak popularny koncertach widać, że nadal jest w Was pasja i energia. Nawet jeśli dany kawałek gracie na każdym występie od trzydziestu lat, a nawet więcej. Jak to jest, że po Was nie widać znudzenia, które niestety czasem obserwuje się u innych muzyków?– Odpowiedź jest chyba bardzo prosta. Trzeba bezgranicznie kochać to, co się robi. A w naszym przypadku tak właśnie jest. Kochamy to, co robimy, kochamy nasze utwory, przecież to jest całe nasze życie. Mamy wielką radość w momencie, gdy wchodzimy na scenę i możemy znów zagrać chociażby „Dorosłe dzieci” po raz dwutysięczny. I co więcej, do dziś, jak gram ten utwór, to mam „gesią skórkę”, jak widzę zadowolone twarze ludzi, którzy przychodzą na nasze koncerty i są szczęśliwi. Zresztą, nigdy się nie zdarzyło na koncercie, żeby ktoś nie chciał, by zagrać właśnie „Dorosłe dzieci”. Ten utwór zostawiamy na bis – może nawet celowo, żeby ludzie w dalszym ciągu chcieli go słuchać. Moim zdaniem jest naprawdę fantastyczny. Nawet Wojtek Mann, w jednym wywiadzie zapytany o to, jaki utwór z lat 80. najbardziej mu utkwił w pamięci, czy też jaki uważa za najlepszy z tamtego okresu, wymienił właśnie „Dorosłe dzieci”. Za to bardzo chciałbym Wojtkowi samo jest z pozostałymi utworami. Uwielbiamy je wykonywać. Przychodzimy do pracy, a ponieważ tę pracę kochamy, to cieszymy się, że ją wykonujemy, że możemy wyjść na scenę i zobaczyć zadowolone twarze słuchaczy, w tym rzesze ludzi powiedzieć, że to przeważnie młodzi przychodzą na nasze koncerty. Fani w naszym wieku pojawiają rzadko. Może dlatego, że osoby, które mają 50-60 lat, nie chcą już słuchać tak głośnej muzyki? A ponieważ my cały czas gramy bardzo ostro, nie bawimy się w jakieś kombinacje, tylko nadal gramy tak, jak graliśmy lata temu, stąd też naszych starszych fanów pojawia się mniej. Może wolą spędzać czas w domu, przed telewizorem...?Dla nas natomiast najważniejsze jest, że na koncerty przychodzi już trzecie pokolenie słuchaczy. To nam daje siłę i myślę, że jest w tym naprawdę coś wspaniałego. Dlatego nigdy się tym nie czasem obserwuję inne zespoły, często młodych muzyków i zdarza się, że wtedy myślę: „Oni wyglądają, jakby weszli na scenę za karę”. Oczywiście nie mówię tego o wszystkich. Niemniej zdarzają się zespoły, które tak właśnie wyglądają. Zastanawiam się, po co właściwie przyszli na koncert? Po co grają?Pracujecie już z Turbo nad nową płytą?– Tak, właściwie połowa płyty jest już stworzona. Trzeba będzie dopracować to do końca, by początkiem przyszłego roku – styczeń, luty, marzec – nagrać płytę, a wiosną ją ubiegłym roku wydał Pan kolejną solową płytę, zatytułowaną „Behind the Windows”. Nie da się ukryć, że kazał Pan dość długo na nią czekać...– Ze mną po prostu jest tak, że jak coś tworzę, muszę być na 100% pewien, że to jest dobre. Mam na dysku w komputerze tysiące swoich kompozycji, które potem przesłuchuję. I jeśli podczas odsłuchiwania włosy na skórze nie stoją dębą, nie mam tzw. gęsiej skórki, to to odrzucam. Tak wygląda mój proces twórczy. Najbardziej interesuje mnie to, żeby moja muzyka mnie się podobała. Wtedy czuć, że jest prawdziwa, a nie tworzona dla jakiejś kalkulacji. I wtedy słuchacz kupuje ją mentalnie, ponieważ wie, że jest szczera, że go nie oszukuję, że tworzę i gram to, co mam w sercu. Stąd też tak długo trwało przygotowanie materiału na tę się zrodził pomysł na sam motyw przewodni „Behind the Windows”?– Jechałem kiedyś pewną ulicą w Poznaniu i spojrzałem przez okno samochodu w lewo. Zobaczyłem wtedy okno mieszkania, w którym często przebywałem w latach siedemdziesiątych, gdy grałem w zespole Heam. Mieszkanie należało do naszego basisty, Henia Tomczaka, który potem założył Turbo, i do jego żony. Zawsze u nich nocowałem, gdy przyjeżdżałem na koncerty do Poznania. Później Henio sprzedał to po latach tamtędy jechałem i spojrzałem w to właśnie okno, pomyślałem sobie, że to świetny pomysł, by opisać okno, za którym toczy się najpierw jedno życie, potem drugie, trzecie... Od narodzin do śmierci. To tak jak nagrobki na cmentarzach, które podają jedynie daty z życia ludzi, ale w tych latach są zawarte całe historie...Na „Behind the Windows”, za pomocą dźwięków chciałem przekazać opowieść o życiu, o przemijaniu. To jest historia mieszkania Henia Tomczaka, któremu nie tak dawno temu zmarła żona, ale też historia życia każdego z Pan również projekt „The Klenczon Experience”. Skąd taka fascynacja twórczością Krzysztofa Klenczona?– Projektem „The Klenczon Experience” chciałem złożyć hołd zmarłemu przedwcześnie Krzyśkowi. To była bardzo ważna osoba w moim miałem 7 lat, mieszkałem w Gostyniu, gdzie mój ojciec prowadził dom kultury. Był rok 1962, gdy zaczęły do nas przyjeżdżać zespoły: Czerwono-Czarni, Niebiesko-Czarni. Jako 7-letni chłopiec siedziałem na balkonie i patrzyłem na scenę, na światła i na gitary. Wtedy pomyślałem, że chcę koniecznie robić to samo. Już w wieku 7 lat postanowiłem zostać muzykiem i robiłem wszystko, by muzyce podporządkować całe moje jak w 1965 roku powstały Czerwone Gitary, a ja miałem już 10 lat, zakochałem się w ich muzyce. Grali piosenki melodyjne, które podobały się także dzieciom. Gdy w 1966 roku poszedłem na ich koncert i zobaczyłem Krzyśka Klenczona, to, jak on gra na gitarze, zwariowałem. Tak się zaczęła moja fascynacja rock and rollem. To on ją we mnie jego gitara porwała mnie do tego stopnia, że poszukiwałem jej przez wiele lat. Teraz na szczęsicie mam już taką samą, na jakiej grał Klenczon – japońska gitara ZENON-Audition. W tym projekcie gram właśnie na niej i brzmienie jest dokładnie takie samo, jak w Czerwonych Gitarach. Bardzo mnie to wcześniej miał Pan już taką gitarę, wlasnoręcznie robioną...– Wykonałem jej replikę w ramach swojej pracy maturalnej. Był rok 1974 i wtedy po raz pierwszy zreformowano maturę. Poza egzaminami z obowiązkowych przedmiotów, jak język polski i matematyka, można było pisać pracę maturalną z wybranego przedmiotu. Ponieważ uwielbiałem śpiew, przygotowałem pracę na temat: „Geneza i rozwój jazzu tradycyjnego”. A z kolei na prace ręczne zrobiłem gitarę. Moja matura wyglądała zatem bardzo muzycznie :)Skoro od Klenczona i Czerwonych Gitar zaczęła się Pana muzyczna przygoda, to granie w Czerwonych Gitarach, i to na miejscu, gdzie kiedyś występował Krzysztof Klenczon, było chyba spełnieniem marzeń.– Tak, grałem w Czerwonych Gitarach w latach 1997-2000. To była jedna z najpiękniejszych przygód muzycznych mojego życia. Spełniło się moje marzenie z dzieciństwa, żeby grać w Czerwonych Gitarach!Czy jest na świecie gitarzysta, który jest dla Pana niepodważalnym guru gitary?– Ritchie Blackmore z zespołu Deep Purple. To jest facet, któremu wybaczam wszystko, który ma miejsce na najwyższej półce i na nią, poza nim już nikt inny nie wejdzie. Na półkach poniżej są inni gitarzyści, jak Steve Vai, Joe Satriani, Gary Moore, Jimi Hendrix, cała ta pierwsza liga światowa, ale Ritchie Blackmore to bezwzględnie mój największy Pan nie tworzy, nie nagrywa, nie koncertuje, gdzie można Pana spotkać? Odpoczywa Pan w ogóle?– Ja w ogóle nie odpoczywam, w tradycyjnym tego słowa czasu? :)– Wybrałem taki zawód, który przez to, że jest moją miłością, sprawia, że odpoczywam cały czas – nawet wtedy, gdy gram i jestem zmęczony, to jest dla mnie odpoczynek. W zasadzie nie wyjeżdżam też na żadne urlopy. Cały czas jestem zajęty, coś tworzę, gram na gitarze. Gdy jednak zdarzy mi się czasem wyjechać na tydzień, to gitarę muszę mieć ze sobą. Nie zasnę, jeśli jej chociaż nie dziękuję za Piątkowska-Borekfot. Materiały prasowe
Lista słów najlepiej pasujących do określenia "zespół z hitem Lili":ABBAMAANAMANKAFEELLILIAENEJKOMBITURBOBESTSELLERKOLORBAJMWILKIMARILLIONWAWELEMADONNAKAOMAINKAMACARENADOTYKAWATAR
zespół z hitem dorosłe dzieci